Ciało Lydii leży przed moimi oczami. Ściskam mocno jej rękę w nadziei, że zaraz otworzy oczy, tak, jak to zrobił pieprzony Potter, gdy oberwał Niewybaczalnym.
Przez chwilę wydaje mi się, że Lydia śpi i jeżeli mocniej nią potrząsnę to wstanie i mnie pocałuje, nazywając mnie swoim Draco. A ja nazwę ją moją Lydią.
Moją cholernie odważną Lydią.
Moją.
Lydią.
Wszystko we mnie błaga o jeszcze jedno spojrzenie, jeszcze jednen pocałunek, jeszcze jedno słowo.
Jeszcze jeden wdech.