.

.

10/04/2015

7. Tajemnice

Czułam się... Czułam się tak po prostu, nie czułam się jakoś specjalnie, żeby to określić. Nie było mi także zimno czy smutno. Było mi... Właśnie tego nie potrafiłam określić. Chyba okej. Choć jak może być okej, skoro robię rzeczy, które potencjalnie groźne wywołują u mnie falę... Właśnie czego? Rozbawienia? Podekscytowania? Szczerej radości?


Ale tak miało być. Tak miało być. Miałam tylko Draco. A on miał nie tylko mnie, ale to nic. Mogliśmy z tym żyć. Mogłam się dzielić. Byłam za i byłam też przeciw. Rzucenie mi pod nogi kłody nigdy by mi w niczym nie przeszkodziło.

– Wszystko w porządku, Lydia? – Usłyszałam zatroskany głos Margaret, gdy wróciłam z toalety. Naprawdę, Margaret była zatroskana? – Jesteś blada – dodała na domiar złego.

– Jest okej – odpowiedziałam. Wypiłam pół sporej szklanicy kremowego piwa prawie za jednym haustem i uśmiechnęłam się szczerze.

– Wypijmy za zdrowie tej kobiety, która pije więcej nawet niż Malfoy! – Krzyknął Stiles i pokazowo stuknął się szklanicą z Deanem. Uśmiechnęłam się do nich.

– Nie ma Ciary? – Spytałam. – Chciałam spytać się o termin naszego pierwszego spotkania na eliksiry. Jestem do bani, serio. Nic nie umiem...

– Ma przyjść potem – Dean wzruszył ramionami a mnie po raz pierwszy ukuł w oczy fakt, że dawno ich razem nie widziałam.

– Oho, pierwsza kłótnia – powiedziałam pod nosem i usiadłam obok Susan. Ta zaśmiała się krótko w odpowiedzi na mój komentarz. – Jak to z wami było? – Spytałam. – Kiedyś byliście wrogami, prawda?

– O! Ja chce opowiedzieć, ja! – Wyrwała się Susan i dla nikogo już nie było rady, tylko jej słuchać. – Margaret była zakochana w Deanie...

– Zauroczona – wtrąciła dziewczyna, przez co Susan spiorunowała przyjaciółkę wzrokiem.

– Była zauroczona – stwierdziła bez namysłu. – Ciara poznała Deana gdy ten wprowadził się na jej ulicę i wpadła po uszy! Margo strasznie utrudniała jej życie, a Dean robił tak Margo i mieli taki trójkąt – zachichotała. – No i potem wyszła ta sytuacja z Averym, no wiesz, jednym ze śmierciożerców... Rzucił Imperio na Margo a ona pod wpływem zaklęcia dźgnęła Ciare nożem. No i Margaret zaczęła kręcić z bratem Ciary, Calebem, który skończył szkołę rok temu. No i się zaprzyjaźniliśmy! – Skończyła z impetem, mocno uderzając otwartą dłonią w ławę.

– Mniej więcej tak było – dodał Dean i, co najbardziej mnie zdziwiło, nawet się nie uśmiechnął.

Kątem oka zauważyłam, że dziewczyna, którą spotkałam w łazience zbiera się do wyjścia.

– Muszę iść – złapałam za płaszcz i ubrałam go za jednym ruchem. – Pogadamy później.

– Właśnie chciałam zapytać cię o Malfoya! – Żachnęła się Margaret.

– Później... – Powiedziałam, wychodząc z baru. Na stół rzuciłam złotego galeona.

Wracałam drogą do zamku, zaraz za ciekawskim Ronem Wesley'em, porządną panną Granger i wielce sławnym Harry'm Potterem. Kilka metrów od nich szła moja domniemana ofiara, Katie, która oczarowana moją głęboko ukrytą osobowością robiła to, co jej kazałam.

Szła ze swoją przyjaciółką, która, Bogu ducha winna, mogła stać się także i ofiarą. Kłóciły się, co nie wyglądało dobrze.

Nagle Katie zawisła w powietrzu, a jej ramiona wiatr kołysał we wszystkie strony. Krzyczała na cały głos, a ja, stając w pół kroku jak inni przede mną i za mną, wpatrywałam się w nią myśląc, co poszło nie tak. Harry szybko pobiegł najpewniej po pomoc. Miałam tylko chwile. Teleportowałam się do własnej komnaty w mgnieniu oka.

Byłam taka obojętna. Wiedziałam, że powinnam czuć współczucie, może żal czy wstyd, ale nic nie czułam. Odkąd przeczytałam, co naprawdę znaczy Obiecanie sobie kogoś, nie miałam głowy do uczuć. Do niczego. Jedyne, co czułam, to dziwna pustka. Wyszłam z komnaty jak gdyby nigdy nic. Swoje kroki skierowałam do biblioteki.

– Panno Ravatel – usłyszałam za sobą głos Slughorna.

– Dzień dobry panie profesorze – przywitałam się grzecznie.

– Dobrze, że panią złapałem, bardzo dobrze. To zaproszenie na przyjęcie wigilijne, bardzo proszę. Mam nadzieję, że tam panienkę zobaczę! – Powiedział i odszedł tak szybko, jak przyszedł. Pokręciłam lekko głową i schowałam zaproszenie pod szatę. Zajmę się nim później.

Draco odbębniał szlaban w bibliotece, dlatego moje nogi właśnie tam się skierowały. Weszłam do środka na palcach, wiedząc, że bibliotekarka nie lubi hałasu. W środku siedziała spora grupka osób, które pochylając się nad książkami nie odzywały się do siebie słowem. Szybko podeszłam do Draco, który przechadzał się między półkami pełnymi książek.

– Zrobiłaś to? – Spytał od razu gdy mnie zobaczył.

– Tak, ale dziewczyna, którą wybrałam była z przyjaciółką. Nie widziałam tego. Paczka się otworzyła. Dziewczyna oberwała klątwą.

Draco przejechał dłonią po twarzy i spojrzał na mnie spomiędzy palców. Był zły, wiedziałam to. Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, nic nie mówiąc. Ja także nie odzywałam się słowem.

– To nic wielkiego – powiedział w końcu i, co najdziwniejsze, przytulił mnie. – Nie przyzwyczajaj się.

– Ani mi się śni – stwierdziłam i lekko go odepchnęłam. Wracał mu humor a to był dobry znak. – Jak skończysz to rusz swój żałosny tyłek do pokoju wspólnego.

Wyszłam z biblioteki i zeszłam kilka pięter niżej, korzystając z ruchomych schodów, które, jak zawsze zresztą, zaprowadziły mnie nie tam, gdzie chciałam. Błądziłam po korytarzach bez najmniejszego celu, tak po prostu, dla zabicia czasu. Myślałam.

Zastanawiałam się jak Catherine przyjęła odnalezione wspomnienia. Miała zaledwie czternaście lat, co wcale nie jest dużo, patrząc na długość życia w samotności. Ciekawiło mnie gdzie się podziewa i jak się trzyma. Nie była dla mnie bardzo ważna; nurtowało mnie to, że nic o niej nie wiedziałam. Rozumiałam, że Catherine czuła się odrzucona. Bądź co bądź, ojciec zrzekł się różdżki na moją rzecz, nie jej. Ja także czułabym się urażona.

Myślałam także o rodzicach. Irytował mnie fakt, że oddali swoje życie w tchórzliwy sposób. Miałam o nich naprawdę heroiczne wyobrażenia. Myślałam, że przegrali przez przypadek, że coś musiało pójść nie tak. Jakże byłam wtedy daleka od prawdy.

Po jakimś czasie trafiłam sama z siebie pod pokój wspólny. Nie znałam hasła, zbyt zajęta w ostatnim czasie poznaniem go. Usiadłam pod naprawdę zimną ścianą i schowałam głowę pomiędzy nogi. Siedziałam tam dłuższą chwilę i nawet do głowy mi nie przyszło, że mogłam użyć magii. 

Jakaś dziewczyna, na oko z pierwszego roku, podeszła do ściany i powiedziała na głos WIEPRZLEJ, przez co ściana znikła a wejście zostało otwarte. Weszłam tuż za nią i wygoniłam jednym ruchem ręki dwóch młodszych ode mnie chłopaków z fotelu przy kominku. Nie było mi zimno – w ogóle nie czułam chłodu czy zimna, ponieważ byłam smokiem. Jednak zawsze miło było ogrzewać się przy płomieniach, których widok mnie uspokajał. Musiałam zasnąć. 

– Dasz wiarę, że Potter podejrzewa MNIE? – Powiedział Malfoy, siadając na bocznym oparciu fotela. – Mnie! Dobrze wyszło z tym szlabanem, mam usprawiedliwienie. Ciebie nie będą podejrzewać.

– Coo...? – Jęknęłam, podnosząc głowę. – Cześć. 

– Cześć. Crabbe, Goyle! Co jeszcze mówili?

– Nic takiego – odezwał się jeden z nich. – McGonagall zaprzeczyła, Potter się upierał przy swoim i poszedł. Nie przejmuj się, Draco.

– Nie przejmuje się sobą – syknął blondyn. – Ktoś mógł widzieć Lydię.

– Nikt mnie z tym nie powiąże – uspokoiłam go.

– Mam taką nadzieję. Zostawcie nas samych.

Crabbe i Goyle odeszli męczyć drugie klasy. Siedziałam na fotelu a Draco na jego oparciu. Wpatrywaliśmy się w płomienie i byliśmy cicho. Nie było to jakieś uciążliwe uczucie - wręcz przeciwnie, było całkiem miło.

– Płomienie nadal tak na ciebie działają? – Spytał się nagle.

– Jak?

– Kojąco. Uspokajająco. Wyglądasz na bardzo wyluzowaną, gdy tu siedzisz.

– Tak?

– I chyba trochę zaspaną, co? – Zaśmiał się gardłowo, tak, że na przekór sobie uśmiechnęłam się promiennie. – Leć spać – rozkazał. 

– Jest dopiero popołudnie czy aż tak mocno i długo spałam?

– Masz rację – przytaknął. – Co chcesz dziś robić?

Dzień spędziliśmy na świeżym powietrzu. Malfoy okazał się wielkim fanem bitew na śnieżki i tak właśnie, ja, Draco, Zabini, Pansy, Crabbe i Goyle bawiliśmy się w najlepsze, budując magiczne forty i wyrzutnie śniegu. Chcąc nie chcąc, rozkoszowałam się tym dniem spędzonym ze znajomymi – było to dla mnie kompletnie nieznane uczucie, i mówiąc szczerze, bardzo odległe od mojego dotychczasowego życia. Dlatego tak naprawdę cieszyłam się, że mogę poznać smak zabawy z innymi ludźmi. Cieszyłam się, że nie muszę się już ukrywać.

W trakcie kolejnych dni prawie w ogóle nie widywałam Malfoya. Znikał na przerwach i bardzo często nie pojawiał się na lekcjach. Był dla mnie nieuchwytnym celem; nocami przesiadywałam wkurzona w pokoju wspólnym, próbując go złapać. 

Tak minęły dwa tygodnie. Drużyna Slytherinu powoli przygotowywała się do meczu z Gryfonami. Atmosfera na korytarzach stawała się napięta, ślizgoni, z Pansy na czele, wykrzykiwali obelgi w stronę gryfonów i robili im podłe żarty, tak bardzo w ich typie. Przez cały ten czas chodziłam struta za Susan albo Margaret, z którą udało mi się zaprzyjaźnić. Okazało się, że to naprawdę miła dziewczyna, która, mimo wszystko, nie wierzy w stereotypową nienawiść naszych rodzin. Nawet mimo tego, że to nie był stereotyp, a czysta, gorzka prawda. Całą tę nieobecność Malfoya zganiałam na przygotowania do meczu, bo w głębi ducha nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to ja w czymś zawiniłam. 

Szłam właśnie z Deanem i Stilesem na mecz, w szalikach Slytherinu. Miałam wielki uśmiech na buzi, który nie schodził mi od rana. W zasadzie był to pierwszy dzień, w którym jakoś nie myślałam o Draco. Aż do czasu, gdy zza rogu wyskoczył mi Malfoy i wpadłam na niego, tak, że wylądował na ziemi a ja na nim. 

– Co do cholery! – Warknął, a gdy spojrzał na mnie, mina mu złagodniała i pokręcił głową, niedowierzając. – Lydia...

– Wreszcie się pojawiłeś! – Odpowiedziałam mu dość sarkastycznie, gdy Dean pomógł mi wstać. – Dołączę do was niedługo – powiedziałam im.

– Nie takim tonem – znowu warknął Malfoy, gdy tylko Dean i Stiles nie mogli nas usłyszeć. 

– Bo co mi zrobisz, Draco? Wiesz, jak z tobą jest? Jest cudownie, spędzamy ze sobą każdą wolną chwilę, a potem nadchodzi taki okres, kiedy mnie unikasz. I tak jest zawsze. 

– Zamknij się Lydia i daj...

– Nie Draco, jak tak nie chcę. To okropne, ja nie wiem co mam...

Przerwał mi, dość brutalnie popychając mnie na zimną ścianę. Złapał moją twarz w swoje dłonie i pocałował mnie, najpierw bardzo powoli. Byłam oszołomiona nie tylko jego bliskością, ale także zapachem i smakiem. Całował mnie tak, jakby od tego zależało jego życie. Oddałam mu się, wiotczejąc w jego ramionach. Miałam zamknięte oczy, a i tak było dla mnie jasno. 

Malfoy odsunął się ode mnie na odległość ramion i przyglądał mi się zza pół przymkniętych powiek. 

– Mówiłem, żebyś się zamknęła – powiedział ze swoim charakterystycznym, sarkastycznym uśmiechem.