.

.

6/21/2015

0. Znajdź mnie

Rok 1991
sierociniec Winter,
Południowa Karolina,
Ameryka


Dumbledore w swojej fioletowej szacie wszedł do małego pokoiku, schylając się przy tym, by nie strącić z głowy szpiczastego kapelusza. Rozejrzał się po pomieszczeniu mrużąc oczy zza okularów-połówek, a jego wzrok na chwilę zatrzymał się na wielkim obrazie znajdującym się pośrodku jednej ze ścian. Na czarnym płótnie namalowano olbrzymiego, białego smoka, który uchwycony w półlocie otaczał się czerwonymi płomieniami. Wzrok starca powędrował w stronę dziewczyny, która skulona siedziała nieopodal niewielkiego, metalowego łóżka zaścielonego teraz ohydnie różową pościelą. Miała długie, białe włosy a twarz schowała między kolanami, trzęsąc się lekko i kiwając we wszystkie strony. Dumbledore przystał na chwilę i odchrząknął. Gdy na niego spojrzała, poczuł ciepło, które przechodzi po jego ciele i z trudem się opanował, spoglądając nań podejrzliwie. Dziewczyna, ocierając ostatnią łzę z policzka spojrzała na niego jak na starego przyjaciela.

– Sądzi pan, że mnie znalazł?

Obracając się w powietrzu oplotła się białymi płomieniami i zniknęła. A obraz wraz z nią.


Rok 1994
przytułek dla ubogich,
Berlin,
Niemcy

Zdjął pelerynę odwieszając ją na stary, wysłużony już wieszak. Przeszedł się powoli po pokoju, który wyglądał jeszcze gorzej niż sobie to wyobrażał. W kącie stało stare łóżko z którego wychodziły sprężyny, a w drugiej części stał malutki stoliczek z jednym krzesłem. Jego myśli powędrowały do Hogwartu i do Harry'ego, który najpewniej spał teraz w swojej komnacie. Myślał o tym chłopcu bardzo często. Ona jest jego ostatnią nadzieją, wiedział to, jednak nie mógł się z tym pogodzić. Usiadł na brzegu łóżka, które niebezpiecznie się pod nim ugięło i czekał, wpatrując się w noc przez małe okienko.

Wróciła godzinę później, zziębnięta, bo najwidoczniej zapomniała nałożyć na siebie czaru ocieplającego. Otworzyła drzwi i po cichu weszła do ciemnego pomieszczenia. Odruchowo odwiesiła płaszcz na wieszak.

– Przeklęci mugole. Wtykają nos w nie swoje sprawy. Jak tak właściwie można! Oburzające! Gdyby wiedzieli, z kim mają do czynienia! Odechciałoby im się tych wszystkich komentarzy. Dziewczynka! Też mi coś! Od kilku lat wychowuje się sama. Jestem bardziej wykształcona i samodzielna niż połowa mugoli w tym przeklętym kraju... Merlinie! Lumos. 

Zauważyła cień, który padł na przeciwległą ścianę. Powoli złapała za płaszcz i już zaczynała obracać się w powietrzu kiedy poczuła czyjąś dłoń na swoim nadgarstku. Zaświeciła na nią; jasna, pomarszczona skóra mieniła się w świetle padającym z różdżki.

 Lumos Maxima. A więc to znowu pan, Dumbledore? Trzy lata zajęło panu zlokalizowanie mnie. Czego pan ode mnie tak w ogóle chce? Już mówiłam, że nie zacznę uczyć się w Hogwarcie, dobrze pan wie, że jestem lepiej wykształcona niż najlepsi uczniowie tam uczęszczający. Nie będę także uczyć nikogo starej magii. Nikogo. To zbyt niebezpieczne nie tylko dla tej osoby... Czarny Pan wytropiłby mnie i zabił, a jeśli nie on, to Ministerstwo lub moja siostra, która pała żądzą zemsty od trzech lat...

– Lydio... – zaczął, chwytając swój płaszcz. – Przyszedłem prosić cię o coś innego. Pomóż Harry'emu Potterowi uratować świat czarodziejów. Wiemy, jak go pokonać.